„Hejt” w social mediach - paść ofiarą własnego szyderstwa
Polacy kochają „hejtować”. Dla zabawy, dla rozrywki, dla poczucia się lepszymi. Nie jestem do końca przekonana, że to wyłącznie cecha narodowa Polaków, ale na potrzeby artykułu, skupmy się na polskim rynku social mediów.
Wszyscy płaczą
Ostatnimi czasy Facebook zalewają profile „Redaktor płakał jak poprawiał”, „Copywriter płakał jak pisał”, „Architekt płakał jak szkicował”, itp. Na profilach można znaleźć zamieszczone plakaty, zdjęcia, skany, które ukazują błędy, porażki i nieudane projekty konkretnych grup zawodowych. Spore grono postów na wymienionych fanpejdżach faktycznie pokazuje całą masę słabych projektów, w których nie wiadomo o co chodzi, nie wiadomo co autor miał na myśli, ale nie wiadomo także kim autor był, zatem prześmiewczy charakter w jakim owe „dzieło” występuje na blogu w żaden sposób nie godzi w jego dobre imię.
Krytyka krytyce nierówna
Ludzie zawsze krytykowali i zawsze będą to robić. Krytyka jest ok, wyznacza ramy, pokazuje pewien kierunek (choć nie zawsze jest uzasadniona). Problem pojawia się w momencie, w którym krytykujemy OSOBĘ za to co zrobiła, a nie PROJEKT, który został zrobiony. Są wyjątki od reguły. Gdy autor dzieła, przekazu, treści jest osobą publiczną, spersonalizowana krytyka jest nieunikniona. Wiadomo. Osoby publiczne uznawane są jako przykład, wzorzec, ale i same pretendują do takiego miana. Wszystko jest więc na swoim miejscu.
Użytkownik płakał jak czytał
Kilka dni temu byliśmy świadkami gdy na jednym z profilów typu „płakał”, zamieszczone zostały dzieła kobiety, która z grafiką, którą się zajmowała, niewiele miała wspólnego. Administrator profilu umieścił na swojej stronie link do profilu wspomnianej kobiety z prześmiewczym komentarzem. Na reakcję grona hejterów nie trzeba było długo czekać. W trybie natychmiastowym zaczęły pojawiać się setki komentarzy typu „Twoje 'grafiki' są obiektem kpin i żartów już na wielu stronach. Może nie jesteś tego świadoma, ale te lajki są po to, by ludzie WIDZIELI Twoje posty i drwili z nich. A pozostali, twoi przyjaciele i znajomi- zalajkowali twój profil aby zrobić ci przyjemność. Przykro mi, ale nie masz żadnej wiedzy o grafice ani umiejętności. Nie masz też talentu.”, czy „Mój boże, jakie gó*no. Obraza dla polskich grafików komputerowych. Aż mam łzy w oczach”. Nawet jeśli poziom prac jest niski, a jest, to owa pani robi to dla własnej przyjemności, po cichu projektując grafiki dla pobliskich stron parafialnych. Dlaczego komuś to przeszkadza? Dlaczego świadomie wystawił tę kobietę na krytykę w tak złym i okrutnym stylu?
Na tej samej stronie podjęto próbę wyśmiania chłopaka, który podobnie jak wyżej wspomniana pani, zajmuje się grafiką. Użytkownicy jednak w tym przypadku dotarli do informacji o tym, że chłopak jest niepełnosprawny, a to co robi jest jego indywidualnym sposobem na walkę z chorobą. Gdyby nie napisał tego na swojej stronie internetowej najprawdopodobniej także zostałby adresatem nieprzyjemnych komentarzy. W rzeczywistości skończyło się na skrytykowaniu administratora przez użytkowników i usunięciem linku do strony chorego chłopaka z profilu. Tym razem hejt się nie powiódł.
Ludzie mają prawo krytykować, lecz dlaczego tak bardzo personalizują krytykę? Dlaczego częściej mówi się o „złej osobie” niż „złym pomyśle”? Czy tak ciężko oddzielić osobę od czynu? Powtórzę za Eleanor Roosevelt: „Great minds discuss idea. Average minds discuss events. Small minds discuss people”.